piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział 2

  Od jakiś dwóch godzin siedzę u Louis'a i tematy się nam nie kończą. Najlepsze jest to,że on nie wie ile mam lat i raczej nie zamierza się na razie dowiadywać.
-Która jest godzina?- pytam.
-Trzecia trzydzieści dwa. -sprawdza na zegarku w telefonie.
-Obejrzymy jakiś film?- proszę go.
-A kiedy ty chcesz spać?- marszczy brwi.
-Dzisiaj nie potrzebuje snu i tak nie zasnę, za dużo wrażeń.- śmieje się.
-No tak, najpierw poznałaś Liam'a, a później mnie, najcudowmiejszego, najlepszego, najprzystojniejszego...
-Dobra, dobra załapałam.-przerywam mu lekko zdenerwowana.- Jesteś cholernie skromny,wiesz?
-A ty jesteś cholernie słodka jak się denerwujesz , wiesz?-odgryza mi się,a ja lekko się rumienie,ale nie poddaje.
-Słodzisz mi. Czyż byś ze mną flirtował, Tommo?- mruży lekko oczy, ale się uśmiecha.
-Widze,że łatwo się nie poddajesz.-próbuje zmienić temat. Cwany, chce się wykręcić.
-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.-nie daje za wygraną.
-Podtrzymuje to co powiedziałem przed chwilą. A co do pytania to całkiem możliwe. Chciałabyś,żebym cię podrywał?- krzyżuje ręce na klatce piersiowej.
-Widzę, że pewności siebie ci nie brak.- uśmiecham się lekko, odwzajemnia mój gest.
-Nigdy mi jej nie brak.- odpowiada.- A co by było gdybym cie zaprosił na kolację?
   O kurwa. LOUIS WILLIAM PERFEKCJA TOMLINSON ZAPROSIŁ MNIE WŁAŚNIE NA RANDKĘ. ZARAZ JEBNĘ NA ZAWAŁ,OK. TAK,IDIOTO CHCE SIĘ Z TOBĄ UMÓWIĆ, NAWET NA KONIEC ŚWIATA ZA TOBĄ POBIEGNĘ.
-A co jeśli odpowiem,że się zastanowię?- pomimo euforii udaje mi się zachować powagę i walczę dalej.
-To zrobie wszystko,żebyś zmieniła zdanie.- mówi z coraz większą pewnością siebie. To się da być jeszcze bardziej pewnym?
-Wszystko? Co na przykład?- ciągnę temat dalej.
-Na przykład to.- wstaje z krzesła, podchodzi do mnie od tyłu i palcami lekko łaskocze moją szyję. Pwoli idzie coraz wyżej,aż w końcu dociera do ust i jeszcze wolniej muska je nimi. Od razu je zabiera. Jezu jakie to przyjemne. Teraz chyba ja powinnam coś zrobić, więc obracam się i wstaje. Jestem tak blisko niego,że czuje jego nierówny oddech na swoim karku. Moja ręką dyskretnie wędruje pod jego koszulkę i delikatnie dotykam jego torsu. Jezu, jakie on ma mięśnie napina je pod wpływem mojego dotyku. Jego ręce wędrują na moje biodra i jesteśmy tak blisko siebie,że w każdej chwili któreś może zareagować i pocałować drugą  osobę, ale nie spieszy się nam do tego. Za krótko się znamy,żeby się calować. To znaczy żeby robić sobie nawzajem dobrze też,ale można to pominąć. Powoli wyciągam ręce i całuje go w policzek.
-Dobranoc, Lou.- uśmiecham się.
-Dobranoc, Val.-odwajemnia i całuje mnie w czolo.
  Wychodzę z domu bruneta i idę do swojego domu.
  Otwieram powoli drzwi i po cichu skradam się do środka. Nagle zaświeca się światło.
-Valerie Isabello Henrie, gdzie ty do diabła byłaś?- słyszę zdenerwowany głos mamy. O kurwa. Będzie przypał.
-Byłam u sąsiada z naprzeciwka.- tłumacze spokojnie.
-U tego wytatułowanego młodego chłopaka?- robi wielkie oczy.
-Mamo, ten młody chłopak to Louis Tomlinson. Mój idol. Z zespołu One Direction.- krzyżuje ręce na piersi.
-Naprawdę?- marszczy czoło.
-Tak, mamuś. Poznałam go na balkonie. Zaprosił mnie do siebie na gorącą czekoladę.- Modlę się,żeby nie była zła.
-Eh,to idź już spać. Ciesze się,że spełniłaś swoje marzenie.- przytulam ją.- Dobranoc.
-Dobranoc.- kieruje się do mojego pokoju.
   Ściągam trampki i kładę się do łóżka. Po chwili zasypiam.
   Kilka dni później budzi mnie mój telefon. Biorę do ręki mama mi napisała sms'a,że jest w pracy i wróci dopiero jutro, bo wychodzi później na imprezę. Okej, cały dzień dla siebie! Wstaje z łóżka i idę do szafy.
Wyciągam ubrania. Kieruje się do łazienki i biorę prysznic. Oczywiście zaczynam śpiewać. To w końcu ja.
"Waking up
Beside you I’m a loaded gun
I can't contain this anymore
I'm all yours, I got no control, no control
Powerless
And I don't care it's obvious
I just can't get enough of you
The pedal's down, my eyes are closed
No control"
  Wychodzę do pokoju w ręczniku po resztę ubrań. Zastaje Louis'a siedzącego na moim łóżku. Aż podskakuje.
-Kurwa, Lou co ty tu robisz?- pytam przestraszona.
-Cześć, Val. Wszystko w porządku,dzięki,że pytasz.-mówi ironicznie.
-Nie żartuj.- karcę go.- Jak ty tu wlazłeś?
-Coś takiego jak drzwi.-dalej ze mnie drwi. Ja pierdziele zaraz mu chyba przywale.
-Przecież wyjściowe są zamknięte.- Marszcze brwi.
-Kto mówił o wyjściowych?- patrze w stronę balkonu. No tak. Zapomniałam je wczoraj zamknąć.
-A teraz powiedz,co ty tu robisz?- podtrzymuje ręcznik. Kurwa, ja jestem goła.
-Idź się lepiej ubierz, bo jak sobie pomyślę,że nic nie masz pod tym ręcznikiem to nie ręcze za siebie.- śmieje się.
-Trzeba było choćby zapukać.- biorę,to po co przyszłam i idę spowrotem do łazienki.
  Szybko się przebieram i lekko maluje. Włosy rozczesuje i chce związać,ale nie mam czym, więc trzymając kucyka kieruje się do pokoju.
-Zostaw rozpuszczone, tak jest lepiej.- mówi Lou z półumiechem na ustach. Jak człowiek może być tak idealny jak on?
  Puszczam włosy, a one opadają mi na ramiona.
-Teraz mogę spokojnie odpowiedzieć na twoje pytanie.- zabiera głos pierwszy.-Za półtora godziny jadę do studio, pewnie chciałabyś jechać ze mną?
-I poznać resztę chłopaków?- pytam lekko podekscytowana. Przytakuje,a ja klaszcze w dłonie i rzucam się na niego. Upadamy na łóżko,a on się śmieje.
-Nie jadłaś jeszcze śniadania,prawda?- pyta mnie.
-Jadłam.- kłamie. Nienienie. Tylko nie jedzenie.
-Kłamiesz.- przewraca nas tak,że to on góruje.
-To nie pytaj mnie o jedzenie,bo odpowiedź zawsze będzie taka sama.-odpowiadam,a on bierze moje ręce i trzyma je do góry. Zaczyna drażnić nosem moją skórę na szyi. Odchylam głowę do tyłu i zamykam oczy. Czuje jak ściska mocniej moją dłoń. Z moich ust wydobywa się cichy jęk. Dla niego to chyba jakiś znak,bo zaczął ją calować. Nikt nigdy mnie nie całował,ani w usta ani w szyję. Jezu jakie to przyjemne. Odrywa się ode mnie i kładzie swoje czoło na moim,a ja się lekko uśmiecham.
-Dalej sądzisz, że nie będziesz jadła?-szepcze mi do ucha. Przechodzą mi ciarki po plecach.
-Tak.- uśmiecham się delikatnie, on się śmieje.
-Uparciuch z ciebie. -całuje mnie w czoło.
-Valerie, miło mi.- zaczyna się śmiać.
-W sumie to na śniadanie możemy iść do Harr'ego, chłopcy na pewno już tam są. Poznasz iść wcześniej. -proponuje.
-Ehm, no okej. Czy mógłbyś ze mnie wstać?- pytam.
-Niee, po co? Jesteś bardzo wygodna.- zaczynam się śmiać,a on wstaje i mi pomaga. Idę do lustra poprawiam się, biorę swoje rzeczy i idziemy na dół. Zamykam drzwi na klucz i Louis prowadzi mnie do domu zaraz obok mnie. Wow, mamo dziękuję,że mieszkasz akurat tutaj! Tommo wchodzi do środka bez pukania, jak do własnego. Pewnie na tyle dobrze się znają,że nie muszą. Kierujemy się w stronę kuchni. Czuje zapach naleśników i odczuwam głód. Pierwszy raz od dwóch miesięcy. Stoimy w drzwiach pomieszczenia. Przy stole siedzi Liam i Niall. Powstrzymuje się od jakiegokolwiek pisku, płaczu czegokolwiek. Są zajęci jedzieniem. Przy kuchence jest zapewne Harry,wszędzie poznam te loki, obok stoi zapewne jego dziewczyna. Nie widzę jej twarzy,ale jest mi znajoma. Średniej długości blond włosy, wysoka, szczupła. Zaraz. O Mój Boże to moja Natalie. Najlepsza przyjaciółka od trzeciego roku życia, nie widziałam jej od półtora roku, bo się wyprowadziła z mamą nad morze. Jak ona mogła mi się nie pochwalić,że jest z Styles'em?!
-Natalie Jane Smith!- widzę,że momentalnie się obraca i wszyscy zaskoczeni na mnie patrzą.
-VALERIE!- podbiega do mnie i się dosłownie rzuca.- Co? Jak? Co ty tu do diabła robisz?
-Ja? Co TY tu robisz.-pytam, kiedy odrywamy się od siebie.
-Nie widzisz? Robie śniadanie z Harry'm Styles'em.- podchodzi do niego spowrotem.
-Zapomniałaś jeszcze dodać "moim chłopakiem."-wtrąca Niall, a ja robie wielkie oczy.
-Ty mędo! Jak mogłaś nic mi nie powiedzieć?- jęcze.
-Nie mogłam! Obiecałam,że będę siedziała cicho.- patrzy na mnie smutno.- No, młoda. Teraz twoja kolej.
-No właśnie. Teraz twoja kolej.- powtarza Harry i obejmuje ją. Aw uroczo razem wyglądają.
  Opowiadam im całą historię ze wczoraj i sprzed kilku minut. Oczywiście pomijałam te momenty, w których Lou całował moją szyję i zaprosił mnie na randkę. No i o tym,że zastał mnie w ręczniku też nie muszą wiedzieć.
-Czyli jesteśmy sąsiadami!- Niall wstaje z krzesła,podchodzi i mnie przytula. Wtulam się w niego. Jezu, już wiem do kogo będę chodziła się przytulać. Później dołącza Lou, Nat, Harry, Liam i mamy uścisk grupowy. Harry zaczyna spiewać.
"I can feel the loveeee tonight"
Wszyscy zaczynamy się z niego śmiać.
-Koniec tego dobrego! Chodźcie jeść.- zarządza Li. Już  wiem kto tu rządzi. Posłusznie siadamy przy stole. Oni wszyscy jedzą już czwartego naleśnika,a ja specjalnie aktywnie uczestniczyłam w rozmowie z Niall'em. Szczerze to polubiłam tego chłopaka. Jest przeuroczy. 
-Valerie, masz to zjeść.-słyszę ostry głos Louis'a. No pięknie.
-Nie.- odpowiadam najbardziej stanowczo jak umiem.
-To ja cię nakarmię.-mówi i przybliża się do mnie.
Bierze widelec i zaczyna kroić naleśnika. Nabija i karze mi zamknąć oczy i otworzyć usta. Robię to,a on mnie karmi. Zmuszam się, żeby przełknąć. Zajmuje mi to dużo czasu,ale zjadam jednego całego.
-Jestem z Ciebie dumny, mała.-szczerzy się.
-Dzięki, duży.-uśmiecham się słodko.
   Po kilku minutach jedziemy do studia. Nie mogę się doczekać.
_______________________________________________________________
Ten rozdział mi szedł już trochę dłużej,mam nadzieję,że nie jest tak okropny jak mi się wydaje. No więc, enjoy!

     CZYTASZ=KOMENTUJESZ 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz