poniedziałek, 1 czerwca 2015

Rozdział 1

Od trzech godzin jestem już w nowym domu. Zdążyłam już wykąpać się,zdrzemnąć i posprzeczać się z mamą o to,że nie chce jeść obiadu. Teraz siedzimy z mamą na kanapie,pod kocami,w piżamach i z herbatą. Rozmawiamy, wspominamy i śmiejemy się. Tak bardzo mi jej brakowało. Kocham ją najmocniej  na świecie. Czuje,że jestem zmęczona,więc postanawiamy iść spać. Mama całuje mnie w czoło na dobranoc i rozchodzimy się do swoich pokoi. Ściany mojego są czerwone,podłoga wyłożona szarymi panelami. Ogromne dwuosobowe łóżko z szarą pościelą, obok czerwona szafka nocna. Duża czarna komoda na przeciw łóżka i wielka czerwona szafa z przesuwanymi drzwiami . Lustro znajduje się obok nie małego okna z szarymi zasłonami. Na ziemi leży czerwony włochaty dywan. Wzywa mnie głód nikotynowy, więc biorę z torby paczkę niebieskich Chesterfield'ów i zaplniczkę. O tej porze roku  w Anglii jest już dość chłodno,więc ubieram swoją ulubioną bluzę z napisem zespołu,  który lubię. Wychodzę na balkon. Siadam na  kafelki, wyciągam jednego papierosa i zaplam.  Patrzę przed siebie. Dom na przeciwko jest po prostu ogromny, nie dostrzegam koloru, ale widzę, że jest bardzo dobrze chroniony, kamery, wysoki mur i duża brama. Tylko okna są odsłonięte. Mam akurat idealny widok na sypialnie. Dostrzegam średniego wzrostu chłopaka, a  raczej mężczyznę, bo wygląda na około dwadzieścia pięć lat. Wydaje mi się bardzo znajomy... Akurat schyla się, więc nie mogę przyjrzeć się jego twarzy. Wraca do swojej poprzedniej pozycji. O kurwa. Ciemne, raczej brązowe włosy i tatuaże. Znam te tatuaże  doskonale. Ma je tylko i wyłącznie Louis Tomlinson i jestem w dziewięćdziesięciu procentach pewna, że to on. Nie zauważyłam nawet kiedy zniknął mi z oczu. I koniec takich świetnych widoków. Biorę kolejnego bucha.
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7fbcQukO0dvJAs-wiS0dOZIayFEvI41JznJLfEqnv1ilisbwgTqRABMk2d_FF0OrF0UqBHNFv2SrRlTKI0H0xq4hgyYRKL7zioWnJZp9ldvScIy5wSo2YyueB5xA5Aepzjf6CkwhFbHw/s200/Li.jpg
 -Widzę, że nie tylko ja pale po nocach.-słyszę męski głos z głębokim brytyjskim akcentem ze swojej prawej strony. Znam ten głos aż zbyt mocno. Odwracam się w jego strone. Oczywiście miałam racje, na balkonie stoi Liam pieprzony Payne w białym t-shitcie i szarych dresach.
-Przynajmniej już wiem do kogo się zwrócić jak mi się fajki skończą.-uśmiecham się nieśmiało,a on się szczerzy. Słodki Jezu jego uśmiech.
-Cieszę się, że jesteś jedną z tych normalnych.
-Skąd to wnioskujesz?- marszcze brwi.
-Twoja koszulka, jest urocza tak przy okazji.- No tak, mam na piżamie napis: "1D" wtopa życia. -no i jak śliniłaś się na widok Tommo.
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgEBbJGDZSGJooMKxylDI45izbWhgS1S2ImiMzUkhq0cjIQgrzshGThuf4c0BjtckrS-p0pn9CV9RWLdRpWz7VeofnKRxe_6rjUt-vEUg79ocPSx3jXXM5J3eb3u7tAcRNFIRg2CAoH6Ek/s200/Pi%25C5%25BCama.jpg
-Nie prawda!  -on się śmieje.- Dobra, może odrobinę.
-Jak masz na imię?-pyta, zmieniając temat.
-Valerie,ale mów mi Val. Dobrze wiesz, że ty nie musisz się przedstawiać.-posyła mi uśmiech.
-Dalej się nie umiem przyzwyczaić.- oblizuje wargi.- nie jesteś stąd, prawda?
Kręcę głową i gaszę papierosa.
-Mieszkałam do wczoraj w Polsce.-na myśl o moim tacie robi mi się słabo.
-Ooo, Tomlinson się ucieszy.- kiedy wypowiada jego imię mam motylki w brzuchu. Otwieram usta,żeby coś powiedzieć, ale przerywa mi głos, który zawsze sprawia mnie o ciarki.
-Liam, czemu mnie obgadujesz z tą uroczą nową sąsiadką?  -  patrze na balkon  na  przeciwko i widzę wcześniej wspomnianego chłopaka z papierosem i w samych dresach. Zaraz. ON JEST PÓLNAGI, SŁODKI JEZU CZY TO PIEPRZONY RAJ?! I nazwał mnie uroczą. Umarłam chyba.
- Właśnie mówię mojej nowej koleżance jak bardzo denerwujący  jesteś. -Payno spogląda w moim kierunku i puszcza mi oczko. 
-Mój nowy kolega prawie mnie przekonał, że jesteś bardziej wkurzajacy niż The Wanted. - mowie obojętnie. Jedynie słychać jego śmiech. Szczerze się jak wariatka na ten dźwięk, ma tak cholernie uroczy śmiech. Zaraz chyba dojdę, serio.
-Musze przybić z tobą piątke, czekaj idę do ciebie.
-Nie sądzę,żeby mama była zadowolona, że przyprowadzam do domu starszego faceta o pierwszej nad ranem. -krzyżuje ręce na  piersi.
-Byłoby zabawnie.- Lou się szczerzy.
-Ta, bardzo. Miałabym szlaban do końca życia. Ja idę do Ciebie, czekaj.
- Okej.
Wchodzę na chwile do pokoju, przebieram się szybko w czarne  legginsy, zwykły różowy top i czarne trampki.  Związuje włosy w kucyka i biorę telefon i klucz.
Wchodzę spowrotem na balkon, chłopcy dalej stoją i rozmawiają. Wychylam się lekko poza barierkę i oceniam wysokość. Około czterech metrów. Dam radę. Rozglądam się i zauważam rynnę. Mogę po niej zjechać. Okej, to zaczynamy. Zwinnie przechodzę przez metalową bariekę.
-Możesz mi powiedzieć co ty do diabła wyprawiasz?-słyszę głos Tommo.
-Wymykam się z domu o pierwszej nad ranem  do starszego o  kilka lat faceta, a jak to wygląda? -uśmiecham się lekko. Odwzajemnia.
Idę powoli w stronę rynny. Jedynie modlę się o to,żeby nie patrzeć w dół,bo wtedy na sto procent spadne. Zamykam oczy i szukam tej cholernej rynny.
-Oszalałaś?  Otwórz oczy, bo spadniesz i nie będzie wesoło.- Karci mnie Li. Posłusznie otwieram oczy i automatycznie patrze w dół. O Matko. Jak wysoko.
-Kurwa, jest za wysoko. Ja mam lęk wyskości.- prawie płacze. Tak zacznij ryczeć, na wyskości czterech metrów. Brawa Val dla ciebie, naprawdę.
-Już zaszłaś tak daleko, nie wracaj się,weź głęboki oddech i nie myśl o tym. Po prostu przejdź. - zabiera głos Louis, spokojny ton uspokaja mnie. Robie co mi każe i po chwili jestem już na trawie przed domem i zmierzam w kierunku domu Lou. Juz mam pukać,ale wyprzedza mnie uśmiechnięty od ucha do ucha Tomlinson.
-Wchodź, kaskaderko. Zrobimy sobie gorącą czekoladę. -wita mnie.
-Mmmm, znamy się od jakiś dwudziestu minut, a ty już wiesz co lubię i w jaki sposób mnie rozczulić.- żartuje.
-To też sposób na mnie, więc chyba się zrozumiemy.- śmieje się.
-Oj, zdecydowanie.
Idziemy do kuchni i Lou zaczyna robić nam obiecany napój, a ja siadam przy ladzie.
-Chcesz z pinkami? - pyta.
-Nie, dzięki. Mają za dużo kalorii.- uśmiecham się lekko.
-No i coz tego?- marszczy brwi.
-Jestem gruba i nie chce być bardziej.- wzruszam ramionami.
-Niby gdzie? Masz wręcz idealne ciało.-patrzy na mnie.
-Mówisz tak,żeby nie było mi przykro.-przegryzam dolną wargę.
-Mówię tak,bo to prawda.- odpowiada trochę ostro. O kurde, stanowczy Louis jest tak cholernie pociągający. Zaraz co?
-Może kiedyś w to uwierzę.-odpowiadam smutno.
-Mam taką nadzieję.-ja też, Lou. Ja też.- A teraz najważniejsze pytanie. Jak ty masz na imię?
 Śmieje się cicho.
-Valerie,ale mów mi Val. Nie lubię mojego pełnego imienia.
-Dlaczego?- dziwi się.
-Kilka złych wspomnień.- lekko wykrzywiam usta w grymasie.
-Zbyt świeże?- pyta.
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiawNrv9RFQ3aUVFi-CQwVMk5l9LdnScCO_3WCbxZX3GuJkrKG7eA8_tu2y9ok-OPLm1t9v7L40FXInvDcbUXCOX9CTAbkOZw_v8NTnbV7kGtfvbyvv2v4J0pmqWqGyzcQZfOhmMO6fDAg/s200/Lou.jpg
Kiwam głową.
-Nie będę pytał.- uśmiecham się z wdzięczności.
         Podaje mi gorącą ciecz. Upijam trochę.
-O Boże to chyba raj.- mamrocze,a on się śmieje.
-Cieszę się,że ci smakuje.-siada koło mnie. KURDE ON JEST TAK BLISKO.
-Skąd jesteś?
-Z Polski.- oblizuje wargi.
-Tak myślałem, masz inny akcent.-zauważa. Wow, brawo geniuszu.
-Nie lubie go.- patrze w podłogę, żeby nie zejść na zawał kiedy będę patrzeć mu w oczy.
- Po pierwsze jest uroczy, po drugie widzę,że unikasz mojego wzroku.
-Shhh,  wcale, że nie.-oblewam się rumieńcem.
-Serio jesteś słodka.- czuje, że patrzy na mnie, a ja zawstydzam się jeszcze bardziej.
-Nie jestem przyzwyczajona do komplementów. - zabieram  głos, wręcz nieśmiało.
-Naprawdę? To dziwne, że żaden twój chłopak cie nie  komplememtował.-marszczy brwi.
-Może dlatego,że żadnego nie było.-uśmiecham  się smutno. Było  kilku, którzy mi się podobali, ale nigdy nic z tego nie wychodziło.
-Idioci, że koło takiej dziewczyny przechodzili obojętnie.-pierwszy raz postanawiam na niego spojrzeć. Spotykam  jego  błękitne  oczy.O Mój Boże, mogę się w nich utopić.-Udało ci się na mnie popatrzeć, brawo.
-Przestań, to krępuje.- mówię, udając obrażoną.
-Przepraszam, nie chciałem.-uśmiecha się przepraszająco.
-Mam cię.- śmieje się,a on robi wielkie oczy.
-Nabrałaś mnie!- chce mnie zacząć łaskotać, ale wstaje i zaczynam uciekać,a on za mną. Po chwili biegania, łapie mnie i zaczyna gilgotać. Ja piszcze i śmieje się. Nawet nie wiem od kiedy leżymy na podłodze.
-Boże, Lou. Przestań. Proszę.-zaczynam płakać ze śmiechu.
-To przeproś.- Przestaje i nosem zaczyna drażnić moją szyje. TO MOJE CZUŁE MIEJSCE, O MÓJ BOŻE. Zamykam oczy.
-Znalazłem twój czuły punkt,  prawda?- nie przestając szepcze.
-T-tak.-ledwo mówię, Jezu co on ze mną robi?!
Przestaje i wstajemy. Ja chcę więcej. To było takie.. przyjemne. Wracamy do picia czekolady. Tak w ogóle, to co to miało być do cholery?


________________________________________________________________
No i pierwszy rozdział :) mam nadzieje,że się wam podoba. Idk czy w ogóle ktoś to czyta, ale trudno.
"Mój nowy kolega prawie mnie przekonał, że jesteś bardziej wkurzajacy niż The Wanted. "  Ja aka mistrz sucharów o The Wanted XD 
CZYTASZ=KOMENTUJESZ!

Enjojy! <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz