było nie przyjemnę,bo czułam się cholernie dobrze,ale stało się to szybciej niż powinno. Chce z tobą być,lecz jeszcze nie teraz... Obiecuje,że... - on przez cały czas słucha moich słów z uwagą,aż w końcu oczywiście przerywa mi pocałunkiem,który ochoczo oddaje. Nie będziemy na razie razem,ale bez całowania długo nie przeżyje.
-Ja mogę ci obiecać,że będę robił wszystko,żeby nam się udało, bo... Cholera, Valerie. Szaleje za tobą jak głupi. Chce,żebyś była moja i nic ani nikt tego nie zmieni.-obejmuje mnie w tali.
-Jesteś tego pewny, Tomlinson?- słyszę jakiś męski głos,słyszę jak jego właściciel się do nas zbliża. Lou od razu daje mnie za siebie.
-Wels! Czego chcesz?-przeraża mnie jego ton głosu.
-Wiesz,po co przychodzę za każdym razem.- uśmiecha się cwaniacko.
-Louis,o co chodzi?- pytam pół szeptem, obraca się do mnie.
-Musze coś załatwić.-patrze mu w oczy przestraszona,a on uśmiecha się przepraszająco i całuje mnie w czoło.-Odprowadzę Cię do auta i się z niego nie ruszaj, ok?
Nie jestem pewna tego co robię,ale przytakuje.
-David, poczekaj. Moja dziewczyna nie musi przy tym być.-zwraca się do tego co najmniej o 2 lata od niego starszego faceta.
-Ale bez żadnych numerów.- ostrzega.
-Wiesz,że bym tego nie zrobił.- zaraz. Czy on wcześniej powiedział "moja dziewczyna"? O matko, umieram. VALERIE UDAŁO CI SIĘ,WYGRAŁAŚ ŻYCIE! Delikatnie mnie popycha w stronę samochodu. Otwiera mi drzwi od strony pasażera i zamyka. Miałam nadzieję,że na klucz,ale trudno nic mi nie będzie. Idzie spowrotem do tego David'a. Mam idealny widok na nich. Próbuje zobaczyć co sobie przekazują,ale nagle ktoś wsiada do pojazdu z tyłu i zatyka mi usta ręką. Próbuje krzyczeć,ale on mi to utrudnia. Ktoś inny otwiera drzwi z mojej strony i wyciąga mnie z auta. Krzyczę i się motam, czuje jak dostaje czymś w głowę. Mdleje.
Louis Pov
Musiałem zamknąć Val we własnym Audi,bo nie spodobało by jej się to w czym siedzę. Niby mam wszystko. Fanki, pieniądze, sławę,ale to dla mnie cały czas za mało. Musiałem robić coś jeszcze. Teraz chce z tym skończyć,bo Valerie to moje życie. Znam ją niecały tydzień,ale kocham i oddałbym za nią życie.
-Masz ostatni raz. Następnym razem szukaj innego dilera, kończę z tym.-daje mu ostatni woreczek z kokainą,a on mi pieniądze.
-Mówisz serio? To przez tą twoją laskę,prawda? Jest całkiem niezła nawiasem mówiąc.- szczerzy się.
-Ona jest moja, Wels.- warczę. Zdenerwował mnie.
-Zobaczymy.- odgryza się. O czym on kurwa mówi..? Czy on..?
Słyszę krzyk dziewczyny. Mojej Valerie. David ty dupku.
-Ty skurwielu. Zostaw moją dziewczynę.- podchodzę do niego z zaciśniętymi pięściami.
-Myślisz,że się ciebie boję?-śmieje mi się w twarz,a Val przestała krzyczeć. Musieli jej coś zrobić. Posyłam ostatni zabójczy wzrok temu ćpunowi i biegnę w stronę mojego auta. Widzę jak jakiś facet ciągnie po ulicy, jak jakąś szmatę, nieprzytomną Val. Podbiegam i pięściami uderzam najpierw w brzuch,a później w szczękę. Zwija się z bólu,więc mam czas i mogę wziąć ją w jakieś bezpieczne miejsce. Biorę ją delikatnie na ręce i szybkim krokiem zanoszę na tylne siedzenia mojego samochodu. Przechodzę na stronę kierowcy i odpalam auto. Po niecałych 20 minutach jestem przed domem. Nie mogę jej zanieść do własnego,bo jej mama chyba na policje zadzwoni. Dobra to zabieram ją do siebie. Przenoszę do mojej sypialni. Cholera, jak się obudzi to może sobie pomyśleć różne rzeczy,których nie zrobiłem, mimo tego,że chciałbym. To głupio brzmi,ale jest prawdą. Pod sztucznym światłem sprawdzam czy ten sukinsyn nie uderzył jej mocno. Na szczęście nie ma żadnego śladu i jej piękna główka nie ucierpiała. Nie mogę się powstrzymać i całuje ją w czubek głowy. Sprawdzam godzinę. Druga piętnaście. Zostawiam włączoną lampkę nocną i idę w stronę szafy. Wyciągam świeżą bieliznę i kieruje się w stronę łazienki. Rozbieram się i rzucam ubrania do kosza na pranie. Wchodzę pod zimny prysznic.
Jak to możliwe,że nastolatka zawróciła mi w głowie? Miałem kilka dziewczyn przed nią,ale nigdy nie czułem tego co teraz. Ona jest jak magnes. Te jej małe szaroniebieskie oczy, mały nosek i pełne, miękkie usta... Nie wspomnę o długich brązowych włosach,które ma zawsze idealnie spięte w koku. Ma na dodatek taki cudowny głos... Z chłopakami musimy coś wymyśleć w tym kieruku. Na samą myśl o niej uśmiecham się jak idiota do siebie. Wychodzę spod zimnej wody. Wycieram się i zakładam bokserki. Udaje się w stronę pokoju. Otwieram drzwi i widzę,że Val siedzi na łóżku. Płacze.
Valerie Pov
Powoli otwieram oczy i czuje okropny ból głowy.Jestem w jakimś pokoju,którego nie poznaje,słyszę jedynie,że ktoś aktualnie bierze prysznic. Brawo Valerie. Znalazłaś sobie świetnego faceta,który zapewne wciąga jakieś świństwo albo tym handluje. Świetny wybór. Mama się ucieszy! Jezu, właśnie mama. Nie wiem gdzie mój telefon, nie wiem gdzie mój dom ani nawet pieprzony niby chłopak,który podobno mnie kocha. Zbiera mi się na płacz. W sumie to czemu ze sobą walcze? Wole się wypłakać teraz niż później w ostatnich sekundach życia,bo zapewne będą chcieli mnie zabić. Pozwalam łzom płynąć po moich policzkach i cicho szlocham. Po chwili drzwi od łazienki otwierają się. Od razu zaczynam się bać. Patrzę w stronę pomieszczenia, a tam... Pół nagi Tommo z mokrymi włosami. Przestaje płakać,podbiegam i rzucam mu się na szyję,a on bez słów mocno mnie przytula.
-Przepraszam,to nie miało tak wyjść...- mówi z lekko zachrypniętym głosem.
-Nie ważne, ciesze się,że jestem tutaj, a nie tam.-wtulam się bardziej.
-Przyżekam,że nikt więcej nie zrobi Ci krzywdy. Jeśli ktoś będzie próbował to najpierw rozliczy się ze mną. Zbyt mocno mi na tobie zależy,żeby pozwolić ci coś zrobić.-delikatnie podnosi moją brodę i patrzy mi w oczy,a ja uśmiecham się delikatnie i całuje go. Dalej jestem lekko przerażona,ale przyznam,że nie umiem się kontrolować przy nim w takim stanie. To trochę za dużo jak dla mnie.
-Idź się ubrać.- odrywam się od niego,wskakuje i kładę się spowrotem na jago łóżko,a on stoi dalej w tym samym miejscu.
-Hmm, a co rozprasza cię mój widok?- uśmiecha się cwaniacko. Boże,ten znowu zaczyna.
-Hmm,niech pomyślę. Tak i to nie jest przyjemne. Nie umiem się skupić na czymkolwiek, Tommo.- skąd ja wzięłam tą pewność siebie? Powoli do mnie podchodzi. O nie. Wiem co on kombinuje.
-Pozwolisz więc,że może trochę to wykorzystam?- kładzie się na mnie tak,żebym nie miała jak się ruszyć i całuje mnie po szyji. O. Mój. Boże. Zaczął od czułego punktu. Podnosi subtelnie moją sukienkę. Schodzi coraz niżej,aż do moich piersi i bez żadnego pozwolenia zaczął je calować. Ja pierdole. Chyba zaraz dojdę. Mowię poważnie.
-Lou,błagam...-mówię wręcz dysząc z ogarniającego mnie podniecenia.
-Tak,kochanie?- przestaje na chwile calować,ale ręce wciąż ściskają moje piersi i patrzy na mnie.
-Możesz przestać?-mówię z niechęcią.
-Czemu?-głupio się uśmiecha. Co za kretyn, ja pierdziele.
-Ponieważ tak na mnie działasz,że chyba zaraz dojdę.-przewracam oczami. Gdzie moja wstydliwość?
-I o to mi chodzi, myślisz,że dlaczego to robie? -przegryza dolną wargę.
-Jesteś niemożliwy.-śmieje się z niego.
-Wiem,że taki jestem. Nie musisz mi tego mówić.-szczerzy się i wraca do wcześniejszej czynności.
(CZERWONA CZCIONKA UWAGA!)
Tylko tym razem jego ręką wędruje niżej. Aż tam. Drugi raz dzisiaj. Super. Przynajmniej teraz w jego domu,a nie w miejscu publicznym. Wsadza we mnie od razu dwa palce i zatacza kółka. Zaczynam głośno oddychać. Uśmiecha się pod nosem i całuje mnie po brzuchu,aż ściąga moją bieliznę. Czy on chce mnie przelecieć? Czy powinnam mu się oddać? Co ja mówię. Oczywiście,że nie. Czy tego chce? Tak, kurwa. Pragnę tego bardziej niż czegokolwiek. Wstydzę się strasznie tego,że jestem niedoświadczona,a on... No właśnie, on to on. Po sekundzie jego głowa jest pomiędzy moimi nogami i całuje mnie TAM. Zamykam oczy i wzdycham co chwilę. O dziwo przestaje mnie calować i wyciąga palce.Otwieram oczy,a on się do mnie powoli przybliża i namietnie całuje.
-Val, mam pytanie.-patrzy mi prosto w oczy.
-Taak?- mój oddech dalej jest nierówny i dość trudno mi się mówi.
-Czy... Czy mogę zrobić dość duży krok dalej?- odnajduje moją rękę i mnie za nią łapie. Na chwilę przerywam kontakt wzrokowy i przegryzam dolną wargę. Uśmiecham się lekko, podnoszę się i całuje go najmocniej jak umiem. Chyba zrozumiał,że to znaczy tak.- Nie zrobie Ci krzywdy,obiecuję.
Louis POV
Dalej nie mogę uwierzyć w to,że się zgodziła. To jej pierwszy raz i wiem,że powinnien być wyjątkowy.
Zaraz. Czyli,że nie tylko mi ufa. Ona mnie kocha. Tak samo jak ja ją. Teraz już nawet nie potrzebuje tego,żeby z nią być,bo wiem,że będzie zawsze kołco mnie i pozwoli mi na kochanie jej.
Po tym jak powiedziała tak, zaczynam działać. Całuje i smyram nosem jej szyję,schodząc powoli w dół. Na brzuchu zostawiam po sobie malinkę. Pewnie mnie zabije,ale warto zaryzykować. Zjeżdżam ustami do jej kobiecości i kolejny raz delikatnie ją całuje. Słyszę jak dyszy. Zaraz będzie krzyczeć. Nie wiem czemu mi tak na tym zawsze zależy,ale to cholernie nakręca. Ściskam ją za uda, jęczy. Chyba czas się pozbyć tej sukienki. Łapie za materiał i powoli go podnoszę. Całuje miejsca,w których przed chwilą się znajdował. Ona grzecznie podnosi ręce i pozbywam się ubrania. Ochoczo ściągam bokserki,które zaczynały się robić ciasne. Całuje ją w usta, najdelikatniej jak umiem i sięgam ręką do szafki po prezerwatywę. Otwieram ją i szybko zakładam. Lekko rozsuwam jej nogi.
-Val, skarbie.-patrze jej prosto w oczy. Jezu jest taka piękna.-Ufasz mi?
-Bardziej niż komukolwiek na świecie.-odpowiada mi cicho, uśmiecham się i całuje ją ponownie.
Ustawiam się przed wejściem i wchodzę odrobinę. Wplata palce w moje włosy i delikatnie za nie ciągnie. Jezu, nie mogę w to uwierzyć. Chciałem to zrobić od samego początku. Poruszam się powoli i staram się nawet nie dyszeć. Jest to trudne,ale jakoś daje radę. Wsłuchuje się w jej jęki i w pewnym momencie z moich ust wydobywa się cichy jęk. Wchodzę w nią głębiej,ale delikatnie,bo dobrze wiem,że to jej pierwszy raz i nie chce jej sprawić dużego bólu. Czuje jak unosi swoje biodra i wiem,że chce mieć to już za sobą,więc wchodzę jeszcze głębiej. Słyszę jej krzyk. Boże,oby nie z bólu.
-Wszystko w porządku?- jestem gotowy nawet przerwać.
-Ta-tak. Nic mi nie jest.- nie mogę się powstrzymać. Całuję ją i przegryzam wargę. Poruszam się trochę szybciej,a ona jęczy mi prosto w usta. To sprawia,że sam też wydaje z siebie jęk. Zaczynam calować jej szyję. Schodzę cały czas raz w dołu, raz w górę. Czuje,że zaraz dojdzie,dlatego trochę przyśpieszam. Nie pozwolę jej dojść samej. Chce żeby na mnie patrzyła.
-Kochanie... Spójrz na mnie.- dysze. Wypełnia moją prośbę i obydwoje szczytujemy. Z jej ust wydobywa się gardłowy jęk,a ja z moich połączenie jęku i dyszenia. Nie wychodząc z niej, kładę się na niej. Jej oddech jest wciąż nie równy,ale głaszcze mnie po głowie. Całuje ją.
-Chyba powinnam cię zabić za tą malinkę na brzuchu.- zaczyna rozmowę,a ja specjalnie ruszam biodrami,żeby ją uciszyć,a ona krzyczy. O to mi właśnie chodziło.
Valerie Pov
Jezu. Zrobiłam to z Louis'em Pieprzoną Perfekcją Tomlinson'em. Wydawało mi się,że będzie bardziej bolało,a tak to czułam się... Cudownie. Krzyczałam wtedy.ale z rozkoszy. Teraz leży na mnie i mogę bawić się jego włosami ile chce. Przypominam sobie o tej pieprzonej malince,która mi zrobił na brzuchu.
-Chyba powinnam cię zabić za tą malinkę.- uśmiecham się. Czuje nagle jak się we mnie porusza i krzyczę. Ciekawy sposób zmiany tematu.
-Siedź cicho,bo jutro nie będziesz mogła chodzić.- mówi z tym swoim zniżonym,zachrypniętym i za razem najbardziej seksownym głosem jaki słyszałam w życiu. Przegryza płatek mojego ucha.
-Może tego chce?- odpowiadam,a on patrzy mi prosto w oczy, oblizuje usta i całuje mnie tak jak nigdy. Jego ręce wędrują na moje pośladki, znowu się we mnie porusza. Czy on chce,mojego trzeciego już dzisiaj orgazmu?
-Chyba już przestanę,bo widzę,że znowu zaraz dojdziesz.- znowu tym głosem. Boże,co za kretyn.
-Nienawidzę cię za to.-warczę,a on znowu się we mnie porusza. MIAŁ SKOŃCZYĆ.
-Po pierwsze:kłamiesz. Po drugie:wiem,że miałem już tego nie robić,ale uciszanie cię w taki sposób jest cholernie pociągające.-całuje mnie w szyję,a ja delikatnie ciągnę go za włosy. Warczy. Tak, wręcz warczy z zadowolenia. Niech on skończy,bo zaraz naprawdę zwariuje.-Valerie... Kocham cię tak bardzo,że sobie tego nie wyobrażasz...
CZY ON MI WŁAŚNIE POWIEDZIAŁ... CO O MÓJ BOŻE TO JEST NIEMOŻLIWE. O KURWA CHYBA WYGRAŁAM ŻYCIE PO RAZ TYSIĘCZNY. Czy ja... Tak, zdecydowanie jestem w nim zakochana.
-Ja Ciebie też, Lou.- patrze mu w oczy,które nagle zaczęły błyszczeć, uśmiecha się. Boże, on jest taki słodki,a zarazem pociągający. Jak on to robi? Całuje mnie i wychodzi ze mnie,co sprawia mój pomrók niezadowolenia. Zaczyna się śmiać. Z czego ty się cieszysz,idioto?
-Z czego się śmiejesz?- patrze się na niego zdziwiona.
-Z twojej reakcji,kochanie.-całuje mnie w czoło i wstaje. Zapewne idzie pod prysznic. Szczerze to mi też by się przydało, pójdę po nim. Ale muszę się w coś ubrać, nie wiem gdzie jest moja sukienka,bo po pierwsze jest trochę ciemno,a po drugie rzucił ją gdzieś jak szmatę. Rozglądam się i zauważam,że na krześle wisi jakąś jego koszulka. Może ją pożyczę? Po cichu wstaje i biorę ją, nie wiem czemu ją wącham. Pachnie nim. Jego perfumami. Musiał ją nosić przez krótki czas jeszcze dzisiaj. Znajduje moje majtki i je zakładam, a na górze na szczęście mam stanik,z którego ku mojemu zadowoleniu mnie nie rozebrał. Przymierzam koszulkę i idę do lustra na szafie. Wow. Jest czerwona z białym napisem. Dziwne,bo wyglądam w niej naprawdę dobrze, oczywiście jest szeroka i długa,ale nie aż tak bardzo. Włosy związuje w koka,gumką,która zawsze mam na ręce. Najlepsze jest to,że ani trochę nie jestem rozmazana. Mimo tego,że zdążyłam ochłonąć to mam wciąż zaróżowione policzki,a jak pomyślę o tym co przed chwilą się stało to uśmiecham się do lustra jak idiotka. Boże, właśnie mój brzuch. Podnoszę jego koszulkę i oglądam jego malinkę. Raczej trzy. Koło siebie i dość mocne. Kurwa, zabije go. Zauważam jeszcze jedną na szyji. Kiedy on ją zrobił do cholery? Przede wszystkim jak ja ją zakryje. Dostanie opierdol, serio. Słyszę jak drzwi od łazienki i wychodzi w samych dresach i z mokrymi włosami. Jak się oddychało?
Zauważa mnie, podchodzi i przytula od tyłu.
-Ślicznie ci w mojej koszulce.- mruczy, całując mnie w szyję.
-Lepiej niż tobie?-zaczynam się droczyć.
-Nie wydaje mi się, Henrie.-gryzie mnie w szyję,a ja wydaje z siebie cichy pisk.
-A mnie się wydaje,że jednak tak, Tomlinson.- obracam głowę i patrze mu prosto w oczy. Otwiera usta,żeby coś powiedzieć,ale uciszam go, jak zawsze zresztą,pocałunkiem.
-Jeszcze raz mnie uciszysz, to obiecuje Ci kolejny raz,że tak Cię przelecę,że nie będziesz umiała chodzić.- sprawia,że przechodzą mnie ciarki i nogi mi miękną.
-Ty raczej wolisz inny sposób uciszania, prawda?-uwalniam się z jego uścisku i kieruje w stronę łóżka, a on idzie za mną. Po chwili już leżę.
-Dzisiaj go odkryłem i bardzo mi się podoba,a tobie?- kładzie się tak blisko,że czuje jego oddech na sobie.
-Hmm, daj mi chwile.-udaje,zee myślę.- Nie, mój jest lepszy.
Pobawię się trochę,a co mi tam.
-Co ty powiedziałaś?-kładzie się na mnie i łapie mnie za ręce.
-Och, mam powtórzyć? "Nie, mój jest lepszy"-uśmiecham się cwaniacko.
-Przesadziłaś.- zaczyna mnie łaskotać,a ja piszcze i się śmieje.
-Lou... Pro-proszę. Przestań.- zaczynam płakać z rozbawienia.
-A przeprosisz mnie?-nie chce przestać.
-Tak,ale błagam nie łaskocz mnie już.-wyrywam się.
-No, to ja rozumiem.-na szczęście przestaje i całuje mnie w nos i kładzie spowrotem.
-Przepraszam,że nie umiesz przyjąć do siebie racji.-mruczę pod nosem, a on po prostu się śmieje.
-Jezu, jesteś niemożliwa. Kocham cię.- słyszę już drugi raz te słowa,a ja patrzę mu w oczy.
-Ja ciebie też.-całuje go w policzek i wtulam w jego nagi tors.
Jestem szczęśliwa. Cholernie szczęśliwa przez tego kretyna.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i następny rozdział, w którym akcja się już powoli rozkręca. Enjoy!